Miałam wtedy 32 lata i od 10 lat pracowałam w pracowni architektonicznej.
Projektowałam biurowce i osiedla mieszkaniowe. Osiągnęłam w tym nawet pewną sprawność, więc czułam się bezpiecznie i wygodnie. A mimo to od dłuższego czasu wiedziałam, że mój czas w tym miejscu się kończy a ja powinnam ruszyć w dalszą drogę, żeby spróbować czegoś nowego.
Jednak trudno mi było się zdecydować, może dlatego, że brak mi było pomysłu na to co innego mogłabym w życiu robić. Potrzebowałam jakiegoś impulsu do tego, żeby wykonać pierwszy krok. I wtedy pojawił się ON – labirynt medytacyjny. Usłyszałam o nim od znajomej, która wróciła ze Stanów, gdzie spotkała się z tą ideą.
Labirynty medytacyjne powstawały równolegle w różnych miejscach na świecie już w czasach starożytnych. Ich cechą charakterystyczną było to, że do środka prowadziła jedna ścieżka, brak było natomiast ślepych zaułków powszechnie kojarzących się z labiryntem. Wzór, który jest chyba najbardziej rozpowszechniony znajduje się na posadzce katedry w Chartres, pochodzącej z czasów średniowiecznych.
Labirynt medytacyjny jest potężnym narzędziem służącym do transformacji , używanym do medytacji, modlitwy, fizycznego i duchowego uzdrawiania. Jego przemierzanie to podróż do wnętrza siebie, gdzie znajdują się wszystkie odpowiedzi.
Ten temat mocno mnie zainteresował i poruszył. Bardzo chciałam tego doświadczyć. Okazało się jednak że w Polsce nie ma takiego miejsca.
Ale marzenia są po to, żeby je spełniać.
I pół roku później nadarzyła się okazja do tego, żeby taki labirynt wykonać.
Wraz z moimi przyjaciółkami założyłyśmy nieformalną grupę KarMEl, która swoją nazwę wzięła od naszych imion: Karolina, Magda, Ela. Nasza grupa przy pomocy krewnych i znajomych królika wykonała labirynt na terenie dawnej fabryki Koneser. Odbyło się to w ramach projektu Re:Praga i miało swój finał podczas Nocy Muzeów 2010.
Labirynt malowałyśmy farbami na asfalcie. Przygotowanie terenu np. wynoszenie wody z kałuż powstałych po ulewnych deszczach oraz mazanie wielkimi pędzlami po asfalcie sprawiło mi dużo radości i obudziło jakąś tęsknotę…
To była jednocześnie praca dla idei, praca twórcza, praca wykonywana bez użycia komputera, akcja miejska i w końcu interakcja z użytkownikami labiryntu. A zainteresowanie tym obiektem było ogromne i przerosło nasze oczekiwania. To był dla mnie przełomowy moment. To wtedy podjęłam decyzję o odejściu z pracy, co zapoczątkowało całkiem nowy etap w moim życiu. Tak zaczęła się moja przygoda z malowaniem, która trwa do dzisiaj i przybiera różne formy.
Motyw labiryntu jeszcze kilkakrotnie pojawiał się na moich obrazach. Jeden z nich posłużył do stworzenia *plakatu, po którym można spacerować palcem, piórkiem lub pędzelkiem.
Nasz praski labirynt przeszedł do historii, na jego terenie wkrótce powstanie nowa inwestycja. Fizycznie nie ma po nim śladu, ale w moim życiu odcisnął się bardzo mocno.